sobota, 28 lutego 2015

8. „Kochanie nie mów nie” cz.1

„Rydel”
Siedziałam w swoim pokoju kiedy zadzwonił do mnie wujek Shor.
- Rydel, dziś nie musisz przychodzić. Odwiedzą mnie znajomi. - poinformował.
- A może jednak przyjdę i przygotuję coś do jedzenia? - proponowałam.
- Nie musisz dam radę.
- No to dobrze. Przyjdę jutro. - rozłączyłam się.
W tym momencie w drzwiach stanął Ellington.
- Masz dziś wolne popołudnie? - spytał.
- Tak. Mam. - odpowiedziałam. - A dlaczego pytasz?
- Chciałem Cię zabrać na kręgielnie, a potem na piwo...
- Zgoda - krzyknęłam - To za ile wychodzimy?
- Za ile będziesz gotowa.
- Ok. To ja się przebiorę i możemy iść.

„Damiano”
Umówiłem się z Shorem na dziś. Zapomniałem tylko powiedzieć, że ma zabrać papiery. Mamy do pogadania o interesach.
- Hej Shor. - powiedziałem gdy odebrał połączenie.
- Hej Damiano. O co chodzi?
- Chciałem Ci przypomnieć, żebyś zabrał papiery. Mamy dziś zobaczyć nowy towar. Podobno nowe panienki są naprawdę gorące.
- Ok. To wszystko?
- Tak. Widzimy się wieczorem. - rozłączyłem się. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.

„Laura”
Słyszałam rozmowę taty z jakimś Shorem. Nowy towar? Jakieś panienki? To dziwne... Trochę nie podobne do poprzednich interesów tatusia. Muszę powiedzieć o tym Rossowi. Ubrałam buty i ruszyłam do mojego blondaska. Na miejsce dotarłam po 15 minutach. Drzwi otworzyła mi jego mama.
- Dzień dobry  Jest Ross?
- Dzień dobry Laurunia. Wejdź. Ross zaraz będzie. Poszedł tylko po małe zakupy na kolację.
- Już jestem. - krzyknął od wejścia.
- Widzisz, już jest. - oznajmiła Stormie, a Ross postawił zakupy na kuchennym stole.
- Cześć kochanie. - cmoknął mnie w policzek - Co Ci jest?
- Mój ojciec robi nielegalne interesy z jakimś Shorem! Handluje ludźmi! - wybuchłam.
- Już dobrze. - przytulił mnie - Na pewno się przesłyszałaś. Twój tata jest dobrym, uczciwym człowiekiem.
- Ale... Ale... - Ross przerwał mi namiętnym pocałunkiem.
- Chodź. Pójdziemy do kawiarni na Twój ulubiony deser lodowy.

„Rydel”
Wyszykowałam się w niecałe pół godziny. To mój nowy rekord.
- Jestem gotowa. - powiedziałam do Ella czekającego w salonie.
- Wow, Delly. Jak pięknie wyglądasz. Ta sexy sukienka, ten makijaż - wzdychał - I te loczki...
- Dziękuję - odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek. - Idziemy?
- Tak. - podał mi rękę i wyszliśmy z domu.

„Riker”
- Rocky. - krzyknąłem do brata mimo iż siedział obok.
- Co?! - spytał zszokowany zdejmując słuchawki.
- Wyskoczymy do klubu nocnego?
- Chętnie. Bierzemy jeszcze kogoś?
- Rylanda. Ross jest zajęty Lau, a Ell zabrał Delly na kręgielnie.
- Uuuuu... Randka Rydellington.
- Rydellington? Kto to wymyślił?
- No ja.
- A nie jesteś zazdrosny o swojego kumpla?
- A Ty o swoją siostrę?
- Nie zapominaj, że to też Twoja siostra.
- Rik nie zaczynaj!
- To Ty nie zaczynaj. Idziemy.

„Ross”
Siedzieliśmy z Laurą w kawiarni i zajadaliśmy się miętowo-czekoladowym deserkiem lodowym. Karmiliśmy się nawzajem i wymienialiśmy pocałunki.
- Kocham Cię - szepnąłem jej do ucha.
- Ja Ciebie też.
- Mam jedno pytanie...
- Jakie?
- Wyjdziesz za mnie? - spytałem klękając przed nią z pierścionkiem.
- Tak Rossy. - dała nałożyć sobie pierścionek na palec, po czym rzuciła mi się na szyję.

„Rydel”
Dość długo byłam z Ellem w kręgielni. Ograłam go chyba z 30 razy. Około 22 poszliśmy do klubu na piwo. Przy barze siedział pan Marano z...
- Wujek Shor?! - krzyknęłam.
- Delly?! - wujek był równie zszokowany jak ja.


----------------------------------
Hejka.

Akcja toczy się coraz szybciej.
Jak myślicie...
* Co Shor robi w klubie nocnym?
* Czy dojdzie do czegoś pomiędzy Delly a Ellem?
Odpowiedzi na te pytania w drugiej części rozdziału.


Rozdział napisany był już dość dawno, bo w Sylwestra. W takim wypadku, jeśli znajdą się jakieś błędy serdecznie przepraszam ;)

Pozdrawiam i do napisania <3

środa, 25 lutego 2015

7. „Wszystkie wspomnienia zamknąłem w jednej walizce…”

„Laura”
Koło 11 razem z przyjaciółmi zaczęłam się zbierać. Ross cały czas się do mnie uśmiechał.

„Rydel”
Postanowiłam odwiedzić wuja Shora. Po drodze wstąpiłam do sklepu. Zerknęłam na listę, którą wujek przesłał mi SMS-em.
- Jedno mleko, dwie kostki masła, pół kilo sera w kostce i 30 deko sera pokrojonego w plasterki, 20 deko polędwicy sopockiej i 25 deko polędwicy łososiowej... - czytałam i chodziłam między półkami szukając produktów z listy. Nagle na kogoś wpadłam. Zmierzyłam tę osobę wzrokiem.
- Ell? - spytałam.
- Delly. - uśmiechnął się do mnie. - Właśnie o tobie myślałem...
- Serio? - wdałam się w dyskusję z nim. Bardzo się zmienił...

„Ross”
Koło 12 byłem już w domu. Wyściskałem mamę.
- Jak było? - spytała.
- Dobrze. A u Was?
- Też świetnie. Odwiedził nas brat taty Marka... Nie wiem czy pamiętasz wujka Shora?
- Nie za bardzo... Ale chciałbym się z nim spotkać. Kiedy znów nas odwiedzi? – w końcu wiem kim jest Shor, o którym pisała mama.
- Nie wiem, ale możesz kiedyś wybrać się z Delly do niego.
- Z Delly? - spytałem zdziwiony.
- Tak z Delly. Opiekuje się wujem, bo jest chory.
- Aha. To ja idę się rozpakować i przyniosę rzeczy do prania.
- O nie! Sam będziesz prał! - krzyknęła za mną mama.
- A w życiu! - odkrzyknąłem jej śmiejąc się.
- A właśnie, że będziesz prał!
Krzyczeliśmy do siebie jeszcze około pół godziny. W końcu wygrałem z mamą. Nie dość, że wypierze za mnie to jeszcze rozpakuje bagaż.

„Stormie”
Rozpakowywałam bagaż Rossa. Między jego rzeczami znalazłam różowy neonowy stanik z koronkami w rozmiarze 80C.
- Ross, chodź tu natychmiast! - krzyknęłam. Po chwili pojawił się Ross.
- O co chodzi?
- Kogo to? - spytałam.

„Ross”
Mama znalazła stanik Lau.
- To jest stanik Laury. Powinny być jeszcze koronkowe majteczki w tym samym kolorze do kompletu... - powiedziałem. Mama zaczęła szukać majtek Lau w moim bagażu. Dopiero teraz zorientowałem się co powiedziałem. Palnąłem się w czoło. Jaki ze mnie debil...” pomyślałem.
- Co to ma znaczyć!? - krzyknęła machając rękoma. W jednej z nich miała stanik Lau, a w drugiej jej majteczki. - Obiecałeś, że będziesz grzeczny!
- Ale ja byłem grzeczny... Ja tego nie zrobiłem... Nie seksiłem się z Lau... To pewnie ona przez pomyłkę je tam włożyła... - mówiłem krótkimi zdaniami co chwilę robiąc przerwę by się zastanowić co powiedzieć.
- Jasne, jasne... Nie wierzę ci Rossy! Seksiłeś się z Laurą! A obiecałeś, że będziesz...
- Obiecałem, ale to co zrobiłem z Lau to nie jest nic złego! Ja byłem grzeczny! - przerwałem mamie i też podniosłem ton.
- To według mnie też jest nieposłuszeństwem! - krzyczała. - Dostajesz szlaban na telefon!
- Ale mamo... - jęczałem.
- Tydzień bez gry na Lunie! - krzyknęła, rzuciła bieliznę Laury na łóżko, zabrała instrument i wyszła. Położyłem się na łóżku. Przytuliłem do siebie rzeczy Lau.
- Oj Lau, Lau... Nie sądziłem, że przez twoją przepiękną bieliznę, którą mi podarowałaś po tej wspaniałej nocy będzie tyle kłopotów... - szepnąłem sam do siebie i pocałowałem Lau na ekranie mojego telefonu.

„Vanessa”
- Postanowiłam iść do pracy. - oznajmiłam rodzicom.
- I dobrze. W końcu nie będę musiał Cię utrzymywać. - powiedział uradowany tata Damiano.
- Chcę się zatrudnić jako kelnerka w klubie.
- Ty wiesz jak mało tam płacą? - powiedziała mama Ellen.
- Już prostytutki więcej zarabiają... - mruknął pod nosem ojciec.
- To zatrudnię się w klubie nocnym jako striptizerka! - krzyknęłam i ruszyłam do wyjścia.
- Vanesso Nicole Marano wracaj tu! - krzyknął ojciec lecz ja go nie słucham. W drzwiach minęłam się z Laurą.
- Hej siostra. - przywitała się.
- Hej. Nie mam czasu. Później opowiesz mi jak było. - cmoknęłam ją w policzek i wyszłam.

„Laura”
- Hej wszystkim! - krzyknęłam do rodziców. Skierowałam się do swojego pokoju, gdzie zostawiłam bagaż. Wróciłam na dół do rodziców. Usiadłam przy kuchennym stole.
- Co macie takie miny? - spytałam.
- Vanessa. - mruknął tata.
- A co zrobiła?
- Co zrobiła!? A nie pochwaliła się, że chce się zatrudnić w klubie nocnym! - tatuś był wyraźnie zdenerwowany.
- Może zmienimy temat? Jak było na wycieczce córeczko? - spytał jakby odmieniony tatuś.
- Dobrze. - odpowiedziałam.
- A jak między Tobą, a Rossem? - wypytywał.
- Też dobrze. Jesteśmy parą. - oznajmiłam.
- A jak tam idzie produkcja wnuków dla mnie? - spytał i uśmiechnął się. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. - No nie mów, że w ogóle nie zaczęliście?
- Skarbie, nie powinieneś jej pytać o takie rzeczy... - mama Ellen przytuliła tatę Damiano. Patrzałam na tatę.
- Ja muszę się iść rozpakować. - oznajmiłam.
- Pójdę z Tobą. - powiedział tata i ruszył za mną. Wziął walizkę i zaczął wyjmować z niej moje rzeczy. Ja tylko odkładałam na bok to co do prania. W pewnym momencie z walizki ojciec wyjął różowe bokserki Rossa.
- I co? Dlaczego nie powiedziałaś nic o tym, że Ty i Ross, no wiesz co?
- Nie wiedziałam jak to powiedzieć.
- Po prostu. Tato, za dziewięć miesięcy zostaniesz dziadkiem.
Otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Serio tato? Serio?
- Pamiętasz co Ci mówiłem jeszcze przed wycieczką?
- Pamiętam. Ale myślałam, że Ty tylko żartujesz...
- Ja nigdy nie żartuje. - wrócił do rozpakowywania mnie. Gdy skończył, zabrał moje rzeczy do prania. Jakiego ja mam kochanego tatę.

„Vanessa”
- Dzień dobry. Znalazłam wasze ogłoszenie i chciałabym zatrudnić się tu jako tancerka-striptizerka. - oznajmiłam. Pan, który tam siedział zmierzył mnie wzrokiem.
- Gdzie mam zostawić CV? - spytałam.
- Nie musisz. Masz tę pracę. - odezwał się.
- To kiedy zaczynam? - spytałam.
- Dziś wieczorem. Wstaw się u kierownika o dziewiętnastej.
- A gdzie znajdę kierownika?
- Korytarzem do końca, drzwi po lewej.
- Dziękuje. Do zobaczenia
- Do zobaczenia.
Wyszłam z klubu i spacerkiem ruszyłam do domu.


------------------------
Witam Was serdecznie.
Rozdział jeden z dłuższych na tym blogu. Mam nadzieję, że się spodobał. Proszę o opinie w komentarzach ;)
Pozdrawiam i do napisania <3

poniedziałek, 23 lutego 2015

6. „Westchnienie Ellingtona”

„Shor”
Kolacja u Marka i jego rodziny minęła w bardzo miłej atmosferze. Po kolacji wróciłem do domu i położyłem się spać. Rano obudził mnie telefon. Zerknąłem na wyświetlacz.
- Znów ten Damiano. – mruknąłem pod nosem. – Nie da się człowiekowi wyspać. – wściekły odebrałem telefon. – Czego chcesz? – spytałem.
- Spotkajmy się dziś o 22 w nocnym klubie. Mam do Ciebie ważną sprawę.
- A nie możesz do mnie wpaść tak o 12?
- Nie, gdyż nie jestem w pracy. Musiałem wziąć wolne, bo Ellen uparła się na nowe meble.
- No dobra. – odburknąłem i rozłączyłem się.
Leniwie wstałem z łóżka i zszedłem do kuchni. Zrobiłem sobie mocną kawę. Usiadłem z nią przy stole i włączyłem tableta. Przejrzałem najnowsze wiadomości. W oczy rzucił mi się jeden z tytułów.
- Damiano Marano i Shor Lynch zamieszani w handel ludźmi. – przeczytałem na głos. Lynche nie mogą się dowiedzieć. Muszę coś wymyślić i to szybko.

„Ross”
Obudziłem się dość wcześnie. Laura nadal spała na mojej klacie. Zerknąłem na zegarek. Było dopiero wpół do siódmej. Postanowiłem jeszcze trochę pospać, ale wtedy obudziła się Lau. Spojrzała się na mnie na wpół przytomna.
- Która godzina? – spytała.
- Dość wczesna. – odpowiedziałem jej. – Dopiero pięć po wpół do siódmej. – dodałem po chwili. – Jeszcze możesz pospać kochanie. – powiedziałem czule i mocniej ją przytuliłem.
- Ale ja już się wyspałam.
- A ja nie. Dobranoc. – zamknąłem oczy i starałem się ignorować Lau.

„Rocky”
Ćwiczyłem z Alex do egzaminu wstępnego na studia z diabetyki. Ja mówiłem nazwę, a Alex co to jest.
- Cytryna.
- To cytrus.
Wtedy do pokoju wszedł Ell. Usiadł w fotelu koło biurka.
- Delly… - powiedział rozmarzonym głosem.
- To człowiek. – powiedziała lekko zirytowana Alex.
- Ale za to jaki ładny… - dodał i wyszedł. Zaskoczenie spojrzeliśmy na siebie z Alex.
- Wiesz co mu odbiło? – spytałem, a moja dziewczyna tylko pokręciła głową. – Ja też nie. – cmoknąłem Alex w policzek i kontynuowałem pytanie jej przed egzaminem.


-----------------------------
Hejka.
Dzisiejszego fragmentu "oczami Shora" nie pisała Rikeroholic.
Dziś rozdział trochę krótszy, ale i takie muszą być. Następne będą trochę dłuższe i akcja powoli będzie się rozkręcać. Najlepsze jak zwykle na koniec ;)
Pozdrawiam i do napisania <3

sobota, 21 lutego 2015

5 „I know you're gold” [18+]

„Shor”
Przyjechałem do Los Angeles trzy godziny temu. Poszedłem do sklepu na małe zakupy. Nagle usłyszałem znajomy głos.
- Shor! Braciszku! Kopę lat! - To był Mark. Mój starszy brat. Ten mądrzejszy, ładniejszy, bardziej kochany. - Co tu robisz? - spytał.
- Przyjechałem w interesach - wyjaśniłem.
- Może wpadłbyś dziś do nas na kolację o szóstej? Stormie na pewno się ucieszy.
Stormie - doskonale pamiętam... Jedyna kobieta, którą szczerze kochałem. Była moją największą miłością. Z nią wszystko było magiczne - pierwszy pocałunek w deszczu, spacery brzegiem morza,  seks na tyłach samochodu. A potem wybrała mojego brata. Nigdy się z tym nie pogodziłem. Zerwałem z nim kontakt i wyjechałem na ponad 20 lat. Teraz nadszedł czas zemsty!
- Zgadzam się. - odpowiedziałem na pytanie Marka.
- To super! Do zobaczenia! - cieszył się jak przedszkolak.
- Do zobaczenia... - dodałem i wróciłem do wybierania towaru.

O umówionej porze wstawiłem się w domu brata. Stormie nadal wyglądała tak pięknie jak kiedyś. Ucałowałem jej dłoń, udając, że już nie mam jej za złe wyboru z przed lat.
- Poznaj nasze dzieci... To jest Riker, Rocky, Ryland... - Mark z dumą przedstawiał synów, a ja tylko czekałem kiedy ta wyliczanka się skończy. - Jest jeszcze Ross, ale wyjechał z przyjaciółmi na wycieczkę.
- "Boże! 4 synów... To się dopiero musieli naprodukować" - myślałem w duchu. Nagle do pokoju wbiegła jakaś dziewczyna. Jej włosy lśniły jak złoto, uśmiech miała taki promienny. Wyglądała jak anioł! Przypominała... no właśnie kogo?
 - A to jest Rydel. Nasza jedyna córka. Moje oczko w głowie. - dokończył Mark.
- Rydel... piękne imię. - ucałowałem dziewczynę w dłoń -  Jesteś taka podobna do matki. - blondynka uśmiechnęła się łagodnie. Mark by chyba oszalał gdyby coś się stało jego małej księżniczce. Gdyby ktoś mu ją odebrał tak jak on mi Stormie. Postanowiłem działać. Wpadłem na genialny pomysł jak ją zwabić.
- Kupiłem dom w LA. Postanowiłem tu zamieszkać i odnowić rodzinne więzi. - skierowałem te ckliwe teksty do Marka. Zawsze uważał, że rodzina jest najważniejsza i takie tam...
- To super, braciszku.- odpowiedział.
- Wiecie całe życie podróżowałem, a teraz zdrowie już nie to. Mam raka. Nie mam rodziny, dzieci... Przydałby mi się ktoś do pomocy. Ktoś kto by przyniósł zakupy, posprzątał... - dalej brnąłem w kłamstwach.
- To smutne. - Stormie uwierzyła w tą historyjkę. - Może będziesz wpadał na obiady do nas?
- Nie chciałbym sprawiać kłopotu...
- Ależ to nie kłopot! Jesteśmy rodziną. - dodała Stormie.
- A ja mogę robić wujowi zakupy i sprzątać w każdą sobotę - wtrąciła się Rydel.
- Zgoda! - uśmiechnąłem się do nich.
Na to tylko czekałem. Nie wiedziałem, że oszukanie ich pójdzie mi tak łatwo...

„Ross”
Wieczór spędziliśmy przy ognisku. Jedliśmy pieczone przysmaki i śpiewaliśmy, a ja dodatkowo grałem na gitarze.
Około 23 Raini i Calum poszli spać. Ja i Laura postanowiliśmy jeszcze się wykąpać w jeziorze, gdyż mimo tak późnej godziny było ponad 25°C. Chlapaliśmy się wodą i śmialiśmy. Po jakimś czasie Lau zrobiło się zimno, więc wyszła z wody i ruszyła do namiotu. Ja zrobiłem to samo. Usiadłem obok niej, okryłem ją ręcznikiem i przytuliłem. Siedzieliśmy tak w ciszy. W pewnym momencie wpadłem na genialny pomysł. Chwyciłem moją ukochaną gitarę Lunę i zacząłem grać. Moim zdaniem ten utwór idealnie opisywała Lau. Zaśpiewałem brunetce tylko fragment, który najbardziej do niej pasował.

You'll never be far, I'm keeping you near
Inside of my heart, you're here
Go on, it's Gotta be time, you’re starting to shine
‘Cause what you’ve got is gold
I know you’re gold oh
I know I know
I don’t need the stars in the night
I’ve found my treasure
All I need is you by my side
So shine forever, gold
I know you’re gold oh
I know you’re gold

Laura „wyrwała” mi z ręki gitarę i odłożyła ją na bok. Przytuliła się do mnie i delikatnie pocałowała. Zaczęliśmy się rozbierać. W między czasie wymienialiśmy gorące pocałunki… Przypomniał mi się wtedy jeden ze wpisów, który przeczytałem w pamiętniku mojej mamy. Był o jej pierwszej nocy... I o jakimś tam Shorze. Nigdy nie miałem odwagi się jej spytać kim on jest.
- Rossy. O czym rozmyślasz, kochanie? – dopiero głos Laury przywrócił mnie do rzeczywistości.
- A o niczym… - odparłem.
- O czymś myślałeś? Mnie nie okłamiesz.
- O Tobie kotuś. – skłamałem, bo przecież nie mogłem jej powiedzieć, że przypomniało mi się co moja matka pisała w pamiętniku i zastanawiam się kim był Shor.
- Jesteś taki uroczy. – cmoknęła mnie w nosek.
- A Ty taka piękna nago… - też ją cmoknąłem w nosek.
- Oj, nie przesadzaj... Wcale nie jestem taka piękna…
- A właśnie, że jesteś. – pocałowałem ją namiętnie i nie dałem jej nic więcej powiedzieć. Przytuliłem ją mocno.

„Laura”
Ross tulił mnie i co jakiś czas cicho szeptał do ucha „kocham Cię”. Nasze delikatne pocałunki szybko zmieniły się w bardzo namiętne, pełne pożądania. Było mi naprawdę dobrze. Nawet się nie zorientowałam kiedy Rossy „wszedł” we mnie. Zrobił to tak delikatnie, jakby bał się, że coś mi zrobi. Prawie zawsze traktował mnie jak bym była z porcelany. Podobało mi się to, że był taki czuły i troskliwy w stosunku do mnie. Z takim kimś chcę spędzić resztę mojego życia…


------------------------
Witam Was serdecznie.
Fragment "oczami Shora" w dzisiejszym rozdziale pisała kochana Rikeroholic <3
która doskonale wie co czują psychopaci ;)
Pamiętajcie, że ma ona dziś nowy rozdział na swoim blogu Let's Not Be Alone.
Piosenka z rozdziału: Owl City "Gold"
Pozdrawiam i do napisania <3

czwartek, 19 lutego 2015

4. „Ile gwiazd na niebie, tak bardzo kocham Ciebie…”

„Ross”
Specjalnie wstałem wcześniej. Spakowałem kilka potrzebnych rzeczy i zszedłem do kuchni na śniadanie.
- Hej! – przywitałem się.
- Hej Rossy! – odpowiedzieli wszyscy oprócz Rika. Ciekawe co tego ugryzło.
Wziąłem talerz i sztućce. Usiadłem do stołu. Zjadłem razem z rodziną, a  następnie pozmywałem po sobie.
- Ja już będę uciekać. – ucałowałem mamę i Delly w policzek. Zabrałem swój plecaczek i wystawiłem rower z garażu. Raini i Calum już byli. Chwilę poczekaliśmy na Laurę. Gdy dotarła wyruszyliśmy.

„Laura”
Dotarliśmy na miejsce. Widoki były niesamowite. Ross rozbił namiot i zostawił w nim torby. Słońce świeciło. Było bardzo gorąco, więc poszliśmy wykąpać się w jeziorku.

Około 14 zrobiliśmy „obiad”. Siedzieliśmy i gadaliśmy.
- Ty jesteś zazdrosna o Lunę! – krzyknął Ross do mnie i tak zaczęła się kłótnia.
- Wcale nie! – też podniosłam głos.
- A właśnie, że tak!
- Właśnie, że nie! – wrzasnęłam i uderzyłam go z całej siły w policzek.
- Jeszcze raz mnie uderzysz to…
- To co mi zrobisz?
- To Cię zabiję…
- A Ty wiesz, że można iść za to do kicia?
- Mrrr… Powiedziałaś do mnie kicia.
- Chodziło mi o więzienie idioto. – uderzyłam go w drugi policzek. Lynch przerzucił mnie sobie przez ramię i wyniósł w głąb lasu. Posadził mnie na kamieniu. Sam usiadł obok.
- Przyznaj się… Jesteś zazdrosna o Lunę.
- Wcale, że nie!
- Spokojnie Lau… Ja wiem, że Ty jesteś zazdrosna…
- Wcale nie!
- Jesteś zazdrosna, ale nie masz o co. Luna to moja ulubiona gitara, gdyż dostałem ją na święta od rodziców.
- Ale Ty kochasz ją bardziej niż mnie!
- To nieprawda. Ciebie kocham bardziej
- Nie wierzę Ci Ross! – krzyknęła.
Mocno ją przytuliłem i pocałowałem namiętnie.
- Ile gwiazd na niebie, tak bardzo kocham Ciebie… - szepnął mi do ucha i pocałował w nie.
- Nie wiedziałam, że jesteś takim poetą. – zaśmiałam się i spojrzałam mu głęboko w oczy. Lynch wstał i podał mi rękę. Gdy wstałam, pociągnął mnie, że wpadłam mu w ramiona. Rossy pocałował mnie i wrócił ze mną do naszych przyjaciół.

„Calum”
Nie minęło nawet 5 minut, a Ross i Laura już się pogodzili. To musi być prawdziwa miłość.
- To co robimy nasze gołąbki? – spytałem ich.
- Przygotowujemy ognisko. – oznajmił Ross. Wszyscy zabraliśmy się do roboty.


-------------------------------
Hejka!
Mam dla Was świetną wiadomość.
Rozdziały będą pojawiały się częściej. Zazwyczaj co 2-3 dni.
Akcja powoli się rozkręca... Zobaczycie co wydarzy się w następnych rozdziałach ;)
Pozdrawiam i do napisania <3

wtorek, 17 lutego 2015

3. „Bujaj się, bujaj się…”

„Rydel”
Na propozycję Ratliffa parsknęłam śmiechem. Wstałam z kanapy i stanęłam za Ellem. Chwyciłam miotłę i zdzieliłam go przez łeb.
- Miałeś na głowie pająka. Musiałam go zabić. – odpowiedziałam z niewinnym uśmieszkiem.

„Ross”
Dogoniłem Lau tuż przed jej domem. Spróbowałem z nią porozmawiać, ale ona się nie dała.
- Bujaj się, bujaj się. Nie zobaczysz więcej mnie… - zaśpiewała i ruszyła przed siebie. Całą tą sytuację widział Rocky. Podszedł do mnie i poklepał po ramieniu.
- Przez Ciebie R5 straci fanów, bo robisz niepotrzebne afery z Lau. – rzucił beznamiętnie. – Chodź do domu, brat.
Zrezygnowany wróciłem z Rockym do domu. Przebrałem się i poszedłem pogadać z Rydel.
- Cześć siostra. - przytuliłem ją.
- Hej Rossy. Co jest?
- Nic... Lau nie chce jechać ze mną na wycieczkę...
- Nie smutaj się. Idź do niej. Może ją przekonasz.
- No nie wiem... - mruknąłem. - A Tobie co jest? - dopiero teraz zauważyłem dziwne zachowanie u Delly.
- Nic, nic... Po prostu Ell składał mi oferty matrymonialne. - zaczęła się śmiać.

„Laura”
Wściekła wróciłam do domu. Zdjęłam buty i usiadłam w swoim pokoju. Moje rozmyślenia przerwał głos Van.
- Co jest Lau? - spytała.
-Nic. Ross chciał mnie zabrać na wycieczkę rowerową...
- I jeszcze mi powiesz, że się nie zgodziłaś?
- A co Ty myślałaś!? - podniosłam głos.

„Ross”
Ogarnąłem się trochę i ruszyłem do Lau. Co ja mam jej powiedzieć. „Pojedź ze mną na tą wycieczkę. Będziemy się kochać pod gwiazdami...”. Nie... To odpada. Na pewno się nie zgodzi.
W drzwiach minąłem się z Van. Wszedłem do pokoju Marano. Zobaczyłem ją leżąca na łóżku. Pojedyncze łzy spływały po jej policzkach.
- Co jest kochanie? - spytałem czule, usiadłem obok leżącej brunetki i delikatnie pogłaskałem po plecach.
- Nic... Zraniłam chłopaka, którego kocham... - żaliła się.

„Laura”
Ktoś usiadł koło mnie i głaskał po plecach. Myślałam, że to tata. Obróciłam się by go przytulić. Byłam szokowana. To nie był mój tata, tylko Ross.
- O kim mówiłaś? - spytał.
- A o takim jednym przesłodkim blondynku... - zarumieniłam się.
- Czyżby o mnie?
- Nie... - próbowałam się wykręcić. Ross patrzał na mnie. - Tak, o Tobie, skarbie. – Ross cmoknął mnie w policzek.
- To może nauczę Cię jeździć na rowerze… - zaproponował zakręcając pasemko moich włosów na palec.
- No nie wiem… To chyba nienajlepszy pomysł…
- Lau, nie daj się prosić… - zrobił szczenięce oczka i smutną minkę.
- Nie. Ja i tak się nie nauczę w jeden dzień.
- Ale Lau… - zrobił jeszcze smutniejszą minę i mocno się do mnie przytulił. – Proszę…
- No dobra. Jak chcesz to spróbuj. Ale jestem pewna, że to się nie uda.
- Jak się nie uda to pojedziemy tandemem. I koniec dyskusji. – cmoknął mnie w usta i uśmiechnął. Też go pocałowałam. Odwzajemnił to. Po chwili całowaliśmy się w najlepsze, a Ross zabrał się za zdejmowanie mojej koszulki. Ja zrobiłam to samo. Ross właśnie miał odpiąć mój stanik, gdy do pokoju wszedł mój tata.
- Przeszkadzam Wam? – spytał. – To ja już pójdę, a Wy produkujcie wnuki dla mnie. – oznajmił i zamknął drzwi.
- Czy on myślał, że my… - zaczął Ross.
- Będziemy teraz seksić się… - wtrąciłam.
- Żeby on miał wnuki? – dokończył Rossy.
- Chyba tak. – pokiwałam głową. – To co? Ubieramy się i idziemy uczyć mnie jazdy na rowerze? – szybko zmieniłam temat.
- Tak. – odpowiedział Rossek i ubrał swoją koszulkę.

„Ross”
Około 21 odprowadziłem Laurę do domu. U siebie byłem chwilę później. Lau nie nauczyła się jeździć, więc jutro jedziemy tandemem.
- Już jestem! – krzyknąłem od wejścia.
- Chodź na kolację Rossy. – zawołała mnie mama. Umyłem ręce i przyszedłem do kuchni.
- Wszyscy już dawno temu zjedli. – oznajmiła. – A tak w ogóle… Gdzie tak długo byłeś? – spytała.
- U Laury. Uczyłem ją jeździć na rowerze. – odpowiedziałem mamie i zabrałem się za jedzenie kanapek z dżemem.


----------------------------
Hejka!
Co tam u Was? Ja wczoraj zaczęłam ferie.
Piosenka z rozdziału to After Party "Bujaj się"
Pozdrawiam i do napisania <3