środa, 4 marca 2015

9. „Kochanie nie mów nie” cz.2

„Rydel”
- Co tu robisz? - spytał mnie wuj.
- A Ty co tu robisz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Wyszedłem z kumplem na piwo. A co? Zabronisz mi?
- Tak. Przecież wujek jest chory... A po za tym koledzy mieli przyjść do Ciebie...
- Serio tak mówiłem?
- Tak wuju. Jeszcze dzwoniłeś by mnie o tym poinformować.
- Jakoś sobie tego nie przypominam. - wyjął z marynarki cygaro. - No widzisz... Chory kręgosłup, rak i do tego jeszcze skleroza...

„Riker”
Przyszedłem z braćmi do klubu około 23. Przy barze ktoś się bił. Podeszliśmy bliżej. Przecież to Ell i...
- Wujek Shor? Dlaczego bijesz naszego perkusistę?
- To Wasz perkusista? A to przepraszam.
- A mogę się spytać dlaczego go biłeś?
- Ten szczeniak zarzucił mi, że okłamuję Rydel. A to nieprawda. Ja po prostu mam sklerozę. - tłumaczył się.
- Chodźmy stąd Delly. - zarządził Ellington, objął moją siostrę ramieniem i wyszedł z nią z klubu.

„Rydel”
Opuściłam klub i razem z Ellem skierowaliśmy się do domu.
- Co Ty na to? Ty, ja, twoje łóżko... Seks do rana...
Zaczęłam się zastanawiać.
- Kochanie nie mów nie...
Wtedy spotkaliśmy Rossa i Lau, więc mu nie odpowiedziałam. Chłopaki spokojnie sobie rozmawiali lecz, gdy tylko przekroczyliśmy próg w drzwiach frontowych zaczęli się kłócić. Ell przyniósł Lunę.
- Słyszałem, że wszystkie twoje gitary to twoje Rossogitarątka z Luną.
- To źle słyszałeś. To Ellingtogitqrątka, bo to Ty ostatnio częściej ją obmacywałeś tak jak Delly!
Strzeliłam focha i poszłam do swojego pokoju. Zabije tego Ellingtona! Takie rzeczy wymyślać!

„Laura”
Co oni sobie myślą? Takie głupoty wygadywać. Myślałam, że Ross jest bardziej rozgarnięty.
- To koniec Ross. - zdjęłam pierścionek z palca i podałam go Rossowi.
- Lau... Proszę... Nie odchodź... - mówił z płaczem w oczach. Złapał mnie za rękę.
- Daj spokój Ross. Uważałam Cię za rozsądnego chłopaka. Takiego rozgarniętego, grzecznego... Takiego co się nie bije i nie kłóci... Zawsze byłeś dla mnie wzorem...
- Nadal mogę taki być. Być twoim wzorem...
- Nie jestem tego taka pewna. Pomyliłam się co do Ciebie i co do naszej przyjaźni i miłości. Byłam tak zakochana, że nie zauważałam twoich wad. Nie interesowało mnie to co robisz gdy nie ma mnie przy Tobie. Ufałam Ci, że jesteś grzeczny, nie kłócisz się...
- Bo ja jestem grzeczny. To Ellington mnie sprowokował.
- To, że Ell zaczął to ja wiem. Ale myślałam, że Ty jesteś mądrzejszy niż on.
- Bo jestem.
- Ale jakoś nie potrafiłeś tego pokazać tylko zachowałeś się jak on. Jesteś równie głupi i zboczony jak on!
Wyszłam z domu Lynchów. Ross ruszył za mną. Dogonił mnie i szedł równo ze mną. Nie odzywał się ani słowem. Szliśmy tak w ciszy. Ross złapał mnie za rękę. Wyrwałam się mu i przyspieszyłam krok. Ross też przyspieszył.
- Dlaczego idziesz za mną? Nie dotarło do Ciebie, że to koniec?
- Dotarło, dotarło. Ale ja Cię kocham i nie pozwolę Ci odejść. - objął mnie ramieniem, a ja strąciłam jego rękę.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. - przerwał mi i pocałował mnie czule. Mimo iż byłam zła na niego i chciałam odejść, odwzajemniłam pocałunek. Ross obłapał mnie w pasie i przyciągnął bliżej.
- Nie fochaj się już i wróć do mnie.
Patrzałam mu prosto w oczy. Jak zawsze były pełne miłości. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Lau... Nie trzymaj mnie w niepewności... Powiedz szczerze. Jest dla nas szansa?
Nic nie odpowiedziałam tylko uwiesiłam się mu na szyi i pocałowałam go namiętnie.
- Kocham Cię Ross, ale nie potrafię z Tobą być.
- Ja też Cię kocham Lau... - zrobiłem szczenięce oczka. - Proszę, spróbujmy być razem. Ja już zawsze będę grzeczny.
- Mogę Ci ufać?
- Tak. Więc... Jaka decyzja?
- Możemy znów być parą. - ucieszył się. - Ale... - posmutniał trochę. - Ale jeśli znów będziesz niegrzeczny to na prawdę się rozstaniemy i już nigdy nie będziemy razem. Zrozumieliśmy się. - Ross tylko pokiwał głową, że tak. Objął mnie w pasie i zabrał do swojego domu. Gdy już tam dotarliśmy, padliśmy zmęczeni na łóżku w jego pokoju.
- Jaka ja jestem zmęczona... - ziewnęłam.
- Ja też...
- Jesteś zmęczona? - spytałam śmiejąc się.
- Zmęczony. - poprawił.
- Jesteś na prawdę uroczy.
- Dzięki.
Słodziliśmy sobie przez dłuższą chwilę, a później kochaliśmy się tak jak wtedy w namiocie...

„Riker”
Usiadłem z braćmi przy stoliku najbliżej sceny. Zaraz będzie pokaz tańca na rurze. Wrzask ludzi, blask świateł, głośna muzyka... Prawie jak na naszych koncertach. Dziewczyny wyszły na scenę. Zaczęły tańczyć. Obserwowałem uważnie każdą z nich. Zauważyłem między nimi Vankę Marano. Po pokazie wepchnąłem jej 100$ do stanika i zabrałem ją do pokoiku na piętrze.

„Shor”
- Nie wiedziałem, że Ty i twoja rodzina aż tak się stoczyła. - rzuciłem do Damiano.
- Ja i moja żona się nie stoczyliśmy. To Vanessa się zbuntowała i zatrudniła się tu. – Vanessa…. A więc tak nazywa się ta piękna panienka z którą wyszedł Riker… Gdyby ją wystawić na aukcję magazynową… Można by było na tym dużo zarobić… Licytowali by się o nią tak długo, aż wszystko by na nią wydali… Muszę zaryzykować i sprzedać córkę wspólnika.
- Twoje biedna córka musi tu pracować... Jest traktowana jak przedmiot. Faceci jej płacą, a ona wskakuje im do łóżka. Do tego wszystkiego, jej pierwszym klientem jest mój bratanek Rik...
- Ten głupi Lynch! Rossa jeszcze lubię i wiem, że on jest w porządku. Ale Riker... Nieodpowiedzialny gnojek, który zmienia dziewczyny jak koszulki...
- Chyba rękawiczki.
- Oj nie poprawiaj mnie.
- Dobra, dobra... A tak w ogóle… Czemu nie znosisz mojego siostrzeńca Rikera, a Rossa ubóstwiasz?
- Bo Ross to Ross. Znam go od dawna. Prawdę mówiąc od kołyski. Ross i Laura zawsze się dogadywali. Później, gdy Ross z rodziną przeprowadził się z Litteleton do LA, kontakt się urwał. Spotkali się dopiero teraz… Po tylu latach… Oni nadal nie wiedzą, że kiedyś w dzieciństwie się przyjaźnili… - wspominał.
- Dość tych wspomnień. Powiedz, dlaczego nienawidzisz Rikera.
- Znam go dość krótko. Od imprezy z okazji szesnastych urodzin Rossa. Wcześniej go nie poznałem, bo zazwyczaj gdy Stormie i Mark mieli przyjść do nas całą rodziną, był chory. Wtedy na tej imprezie nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Był tak nachlany, że zasnął pod stołem jeszcze przed tortem. Innym razem zrobił awanturę na środku ulicy, bo nie chciałem puścić Vanessy na randkę z nim… - rozgadał się w najlepsze.


--------------------------------
Hejka.
Druga część rozdziału za nami.
Jak sądzicie... Co wymyśli fochnięta na Ella Rydel?
Odpowiedź na to pytanie już w następnym rozdziale.
Jeśli myślicie, że Shor odpuścił sobie Delly to jesteście w błędzie. Dowiecie się już niebawem :)
Rozdział miał się ukazać w poniedziałek, ale nie czułam się najlepiej. Niby nic poważnego, a byłam u lekarza i w szpitalu na Izbie Przyjęć. Na szczęście nie musiałam tam zostać.
Teraz nie mogę się doprosić lekcji :(
Obiecuję, że teraz rozdziały będą pojawiały się normalnie.
Pozdrawiam i zapraszam i do napisania <3

5 komentarzy:

  1. Prawdę powiedziawszy, musiałam 2 razy przeczytać rozdział, by go ogarnąć..
    To się porobiło...
    Riker mnie rozwalił xD
    Hahahahah xD
    Jak tam? :D
    U mnie już nowy rozdział ;)
    Pozdrawiam <5

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział.
    Co ci kochana było skoro trafiłaś na Izbę Przyjęć?
    Musisz o siebie dbać.
    Musisz obiecać.
    Ja sprawdzę. :)
    Zdrówka i miłego dnia
    Destiny

    OdpowiedzUsuń
  4. Symulancie mały :)
    Porobiło się w rozdziale trzeba przyznać.. i wyjątkowo długi ten rozdział.
    Pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. :* extra! Nie mam głowy.do.myślenia! Pewnie coś...zabawnego? Chyba:/ niech ci zdrówko dopisuje!:*:*;*

    OdpowiedzUsuń