„Rydel”
- Co tu robisz? -
spytał mnie wuj.
- A Ty co tu robisz?
- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Wyszedłem z kumplem
na piwo. A co? Zabronisz mi?
- Tak. Przecież wujek
jest chory... A po za tym koledzy mieli przyjść do Ciebie...
- Serio tak mówiłem?
- Tak wuju. Jeszcze
dzwoniłeś by mnie o tym poinformować.
- Jakoś sobie tego
nie przypominam. - wyjął z marynarki cygaro. - No widzisz... Chory kręgosłup,
rak i do tego jeszcze skleroza...
„Riker”
Przyszedłem z braćmi
do klubu około 23. Przy barze ktoś się bił. Podeszliśmy bliżej. Przecież to Ell
i...
- Wujek Shor?
Dlaczego bijesz naszego perkusistę?
- To Wasz perkusista?
A to przepraszam.
- A mogę się spytać
dlaczego go biłeś?
- Ten szczeniak
zarzucił mi, że okłamuję Rydel. A to nieprawda. Ja po prostu mam sklerozę. -
tłumaczył się.
- Chodźmy stąd Delly.
- zarządził Ellington, objął moją siostrę ramieniem i wyszedł z nią z klubu.
„Rydel”
Opuściłam klub i
razem z Ellem skierowaliśmy się do domu.
- Co Ty na to? Ty,
ja, twoje łóżko... Seks do rana...
Zaczęłam się
zastanawiać.
- Kochanie nie mów
nie...
Wtedy spotkaliśmy
Rossa i Lau, więc mu nie odpowiedziałam. Chłopaki spokojnie sobie rozmawiali
lecz, gdy tylko przekroczyliśmy próg w drzwiach frontowych zaczęli się kłócić.
Ell przyniósł Lunę.
- Słyszałem, że
wszystkie twoje gitary to twoje Rossogitarątka z Luną.
- To źle słyszałeś.
To Ellingtogitqrątka, bo to Ty ostatnio częściej ją obmacywałeś tak jak Delly!
Strzeliłam focha i
poszłam do swojego pokoju. Zabije tego Ellingtona! Takie rzeczy wymyślać!
„Laura”
Co oni sobie myślą?
Takie głupoty wygadywać. Myślałam, że Ross jest bardziej rozgarnięty.
- To koniec Ross. -
zdjęłam pierścionek z palca i podałam go Rossowi.
- Lau... Proszę...
Nie odchodź... - mówił z płaczem w oczach. Złapał mnie za rękę.
- Daj spokój Ross.
Uważałam Cię za rozsądnego chłopaka. Takiego rozgarniętego, grzecznego...
Takiego co się nie bije i nie kłóci... Zawsze byłeś dla mnie wzorem...
- Nadal mogę taki
być. Być twoim wzorem...
- Nie jestem tego
taka pewna. Pomyliłam się co do Ciebie i co do naszej przyjaźni i miłości.
Byłam tak zakochana, że nie zauważałam twoich wad. Nie interesowało mnie to co
robisz gdy nie ma mnie przy Tobie. Ufałam Ci, że jesteś grzeczny, nie kłócisz
się...
- Bo ja jestem
grzeczny. To Ellington mnie sprowokował.
- To, że Ell zaczął
to ja wiem. Ale myślałam, że Ty jesteś mądrzejszy niż on.
- Bo jestem.
- Ale jakoś nie
potrafiłeś tego pokazać tylko zachowałeś się jak on. Jesteś równie głupi i
zboczony jak on!
Wyszłam z domu
Lynchów. Ross ruszył za mną. Dogonił mnie i szedł równo ze mną. Nie odzywał się
ani słowem. Szliśmy tak w ciszy. Ross złapał mnie za rękę. Wyrwałam się mu i
przyspieszyłam krok. Ross też przyspieszył.
- Dlaczego idziesz za
mną? Nie dotarło do Ciebie, że to koniec?
- Dotarło, dotarło.
Ale ja Cię kocham i nie pozwolę Ci odejść. - objął mnie ramieniem, a ja
strąciłam jego rękę.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale.
- przerwał mi i pocałował mnie czule. Mimo iż byłam zła na niego i chciałam
odejść, odwzajemniłam pocałunek. Ross obłapał mnie w pasie i przyciągnął
bliżej.
- Nie fochaj się już
i wróć do mnie.
Patrzałam mu prosto w
oczy. Jak zawsze były pełne miłości. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Lau... Nie trzymaj
mnie w niepewności... Powiedz szczerze. Jest dla nas szansa?
Nic nie
odpowiedziałam tylko uwiesiłam się mu na szyi i pocałowałam go namiętnie.
- Kocham Cię Ross,
ale nie potrafię z Tobą być.
- Ja też Cię kocham
Lau... - zrobiłem szczenięce oczka. - Proszę, spróbujmy być razem. Ja już
zawsze będę grzeczny.
- Mogę Ci ufać?
- Tak. Więc... Jaka
decyzja?
- Możemy znów być
parą. - ucieszył się. - Ale... - posmutniał trochę. - Ale jeśli znów będziesz
niegrzeczny to na prawdę się rozstaniemy i już nigdy nie będziemy razem.
Zrozumieliśmy się. - Ross tylko pokiwał głową, że tak. Objął mnie w pasie i
zabrał do swojego domu. Gdy już tam dotarliśmy, padliśmy zmęczeni na łóżku w
jego pokoju.
- Jaka ja jestem
zmęczona... - ziewnęłam.
- Ja też...
- Jesteś zmęczona? -
spytałam śmiejąc się.
- Zmęczony. -
poprawił.
- Jesteś na prawdę
uroczy.
- Dzięki.
Słodziliśmy sobie
przez dłuższą chwilę, a później kochaliśmy się tak jak wtedy w namiocie...
„Riker”
Usiadłem z braćmi
przy stoliku najbliżej sceny. Zaraz będzie pokaz tańca na rurze. Wrzask ludzi,
blask świateł, głośna muzyka... Prawie jak na naszych koncertach. Dziewczyny
wyszły na scenę. Zaczęły tańczyć. Obserwowałem uważnie każdą z nich. Zauważyłem
między nimi Vankę Marano. Po pokazie wepchnąłem jej 100$ do stanika i zabrałem
ją do pokoiku na piętrze.
„Shor”
- Nie wiedziałem, że
Ty i twoja rodzina aż tak się stoczyła. - rzuciłem do Damiano.
- Ja i moja żona się
nie stoczyliśmy. To Vanessa się zbuntowała i zatrudniła się tu. – Vanessa…. A
więc tak nazywa się ta piękna panienka z którą wyszedł Riker… Gdyby ją wystawić
na aukcję magazynową… Można by było na tym dużo zarobić… Licytowali by się o
nią tak długo, aż wszystko by na nią wydali… Muszę zaryzykować i sprzedać córkę
wspólnika.
- Twoje biedna córka
musi tu pracować... Jest traktowana jak przedmiot. Faceci jej płacą, a ona
wskakuje im do łóżka. Do tego wszystkiego, jej pierwszym klientem jest mój
bratanek Rik...
- Ten głupi Lynch!
Rossa jeszcze lubię i wiem, że on jest w porządku. Ale Riker... Nieodpowiedzialny
gnojek, który zmienia dziewczyny jak koszulki...
- Chyba rękawiczki.
- Oj nie poprawiaj
mnie.
- Dobra, dobra... A
tak w ogóle… Czemu nie znosisz mojego siostrzeńca Rikera, a Rossa ubóstwiasz?
- Bo Ross to Ross.
Znam go od dawna. Prawdę mówiąc od kołyski. Ross i Laura zawsze się dogadywali.
Później, gdy Ross z rodziną przeprowadził się z Litteleton do LA, kontakt się
urwał. Spotkali się dopiero teraz… Po tylu latach… Oni nadal nie wiedzą, że
kiedyś w dzieciństwie się przyjaźnili… - wspominał.
- Dość tych
wspomnień. Powiedz, dlaczego nienawidzisz Rikera.
- Znam go dość
krótko. Od imprezy z okazji szesnastych urodzin Rossa. Wcześniej go nie
poznałem, bo zazwyczaj gdy Stormie i Mark mieli przyjść do nas całą rodziną,
był chory. Wtedy na tej imprezie nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Był tak
nachlany, że zasnął pod stołem jeszcze przed tortem. Innym razem zrobił
awanturę na środku ulicy, bo nie chciałem puścić Vanessy na randkę z nim… -
rozgadał się w najlepsze.
--------------------------------
Hejka.
Hejka.
Druga część rozdziału za nami.
Jak sądzicie... Co wymyśli fochnięta na Ella Rydel?
Odpowiedź na to pytanie już w następnym rozdziale.
Jeśli myślicie, że Shor odpuścił sobie Delly to jesteście w błędzie. Dowiecie się już niebawem :)
Rozdział miał się ukazać w poniedziałek, ale nie czułam się najlepiej. Niby nic poważnego, a byłam u lekarza i w szpitalu na Izbie Przyjęć. Na szczęście nie musiałam tam zostać.
Teraz nie mogę się doprosić lekcji :(
Obiecuję, że teraz rozdziały będą pojawiały się normalnie.
Pozdrawiam i zapraszam i do napisania <3
Rozdział miał się ukazać w poniedziałek, ale nie czułam się najlepiej. Niby nic poważnego, a byłam u lekarza i w szpitalu na Izbie Przyjęć. Na szczęście nie musiałam tam zostać.
Teraz nie mogę się doprosić lekcji :(
Obiecuję, że teraz rozdziały będą pojawiały się normalnie.
Pozdrawiam i zapraszam i do napisania <3
Prawdę powiedziawszy, musiałam 2 razy przeczytać rozdział, by go ogarnąć..
OdpowiedzUsuńTo się porobiło...
Riker mnie rozwalił xD
Hahahahah xD
Jak tam? :D
U mnie już nowy rozdział ;)
Pozdrawiam <5
Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.
OdpowiedzUsuńCo ci kochana było skoro trafiłaś na Izbę Przyjęć?
Musisz o siebie dbać.
Musisz obiecać.
Ja sprawdzę. :)
Zdrówka i miłego dnia
Destiny
Symulancie mały :)
OdpowiedzUsuńPorobiło się w rozdziale trzeba przyznać.. i wyjątkowo długi ten rozdział.
Pozdrowionka :)
:* extra! Nie mam głowy.do.myślenia! Pewnie coś...zabawnego? Chyba:/ niech ci zdrówko dopisuje!:*:*;*
OdpowiedzUsuń